Rok w Warszawie

Trudno uwierzyć, że minął już rok, odkąd mieszkam w Warszawie. Co udało mi się osiągnąć przez te dwanaście miesięcy? Moja tendencja do zmieniania mieszkań się utrzymuje (w lipcu będzie już trzecie), podjęcia studiów i zrezygnowania z nich też nie odpuściłam. Mniej więcej na przełomie grudnia i stycznia zaczęłam intensywnie zastanawiać się nad tym, czy przypadkiem nie ciągnę kilku srok za ogon i w wyniku tego nie skupiam się na niczym. Postanowiłam ukierunkować się na pracę - tę zawodową i nad sobą. Złożyło się na to kilka czynników. Zauważyłam, że powielam swoje zachowania, które już kiedyś przyniosły mi rozczarowanie. Podjęłam się terapii w nurcie DDD, czyli dorosłego dziecka z rodziny dysfunkcyjnej.

Każdy chciałby przynajmniej udawać, że miał cudowny start w życiu. Mając 25 lat widzę już, jak bardzo potrzebowałam przepracować kilka spraw rodzinnych i sytuacje, które mnie ukształtowały. Nie należy się wstydzić, że nie wszystkie były jak z bajki. 

Nie będzie to wpis ze zwierzeniami. To robię na terapii. Mam to szczęście, że moja inteligencja emocjonalna pozwala mi dostrzegać źródło swoich zachowań a terapeutka tylko pomaga mi połączyć kropki i dokładnie wytłumaczyć, dlaczego coś, czego nie pamiętam, wpływa na moje reakcje. Bo właśnie one są moim głównym problemem.

Teraz zastanowiłam się na dłużej, bo chciałabym bardzo wyróżnić tę myśl. Wiedzcie więc, że następne zdanie to nie frazes, a myśl przewodnia.

Im głębiej schowasz swój problem, tym szersze jest jego pole rażenia.

Im bardziej ignorujesz coś, co sprawia ból, tym silniej wpływa to na KAŻDĄ podejmowaną decyzję. Energia, którą powinno się budować swoje poczucie wartości jest zużywana na wmawianie sobie, że coś jest nieistotne. Im szybciej nazwiesz to, uzyskasz wsparcie, wygadasz się, zajmiesz swoją traumą - tym łatwiej będzie NAPRAWDĘ pozbyć się tego wpływu na życie codzienne. Warto więc odpuścić dumę i kreowanie swojego wizerunku jako silnej, niepotrzebującej pomocy jednostki na rzecz wzięcia odpowiedzialności za swoje emocje.

Jest takie zjawisko w psychologii, które moja terapeutka nazywa przeniesieniem. Mowa o nim wtedy, gdy w przeszłości przytrafiła nam się sytuacja i pozostawiła frustrację oraz szereg negatywnych emocji, którym nie mogliśmy dać upustu. To mogła być krzywda zarówno fizyczna jak i psychiczna, bez różnicy. Ważne jest to, że emocje, które powinny nas obronić, zostały w nas, po prostu uderzyły w już i tak poturbowaną osobę. Co się dzieje później?  Gdy znajdziemy się w sytuacji, która podświadomie przypomina tamtą, emocje zaczynają o sobie przypominać i trują nas po raz kolejny, nierzadko PRZENOSIMY je na osoby, które nie są sprawcami, a jedynie są "pod ręką" i dostaje im się za krzywdę wyrządzoną przez kogoś innego. To jest złe z dwóch powodów - po pierwsze, kiszone emocje śmierdzą i ten swąd staje się częścią każdej sfery życia, dostajemy różne łatki - nerwus, atencjuszka, emo; po drugie, jeśli wybuchamy złością pod byle pretekstem wobec osoby, która nie jest źródłem tych negatywnych emocji, uniemożliwiamy stworzenie zdrowej relacji. Te negatywne emocje "należą" do sprawcy i tylko wobec niego powinny zostać użyte jako obrona przed krzywdą, ale niestety często dopiero po fakcie uświadamiamy sobie, że trzeba było się sprzeciwić, by nie stać się ofiarą. Jeśli jest już za późno na ujawnienie swoich emocji wobec sprawcy, nie powinniśmy częstować nimi kogoś innego. Należy je zrozumieć, zaopiekować się nimi i odreagować w sposób, który je wyleczy.

To wszystko jest proste, wręcz oczywiste, ale czasem trzeba coś sobie nazwać, żeby naprawdę nabrało sensu.

Jak widzicie, stałam się bardziej świadoma swojego myślenia, co zajęło mi trochę czasu, ale czuję się dużo lepiej, gdy już to rozumiem i umiem opanować. Wypisałam swoje najważniejsze momenty z tych dwunastu miesięcy i muszę przyznać, że te najbardziej pozytywne punkty z listy dotyczą okresu po grudniu, więc gdy wzięłam się za siebie na poważnie:

  • zmieniłam dwa razy mieszkanie (Zgredzia jest z tego powodu najszczęśliwsza, bo uwielbia galopować po nowych mieszkaniach #NOWACHATA)
  • podjęłam studia i zrezygnowałam z nich (ciekawe czy i kiedy podejmę kolejne, żeby sobie udowodnić znów, że to nie dla mnie)
  • od grudnia bardziej świadomie podchodzę do swojego życia, nie czekam na okazje (o tym zaraz)
  • rozpoczęłam terapię (PRZEŁOMOWA decyzja)
  • nawiązałam stałą współpracę z Rimmelem i Adidasem (a co, cieszę się, więc się pochwalę!)
  • nawiązałam znajomość i współpracę z Zuzą (to ona tworzy większość moich zdjęć, w tym te poniżej)
  • poznałam Bartka (nie oddam w nawiasie wszystkiego, co robi dla mnie i jaki komfort psychiczny mi zapewnia, więc pozostawię po prostu naszą piosenkę na końcu wpisu
  • rozpoczęłam pracę w agencji (robię media społecznościowe dla biznesów)

Spoczywanie na laurach nabrało dla mnie nowego znaczenia. Od zawsze wierzyłam, że czuwam nad swoimi powodzeniami za sprawą Sekretu. Że zasługuję, że uda mi się, że mogę. Jednak nastał moment, w którym stałam w miejscu (a raczej leżałam w łóżku) i czekałam, aż sytuacja polepszy się sama. Dopiero, gdy podjęłam decyzję o skupieniu się na konkretnej drodze, zamiast próbowania wszystkiego naraz, mogłam widzieć efekty. Mogę mieć pewność swoich zalet, ale okazja nie nadarzy się sama. Tu akurat myślę o napisaniu CV i aplikowaniu do agencji, ale przekłada się to na inne sfery życia. To trochę tak, jak malowanie pięknych obrazów, które zanosisz na strych a jednocześnie marzysz o uznaniu szerszej publiczności i sławie. Naprawdę każdy ma w sobie coś, co go wyróżnia, ale by przełożyło się to na sukces, potrzeba warunków. O nie należy zadbać raczej aktywnie niż pasywnie.

 

IMG_5238

 

IMG_5247

 

IMG_5248

 

IMG_5491

 

IMG_5492

 

IMG_5493

 

IMG_5494

 

IMG_5495

 

fot. Zuza Reinhard

sukienka // NA-KD

buty // KAZAR STUDIO

torebka // custom od CROPP

okulary // BELUTTI

 


6 komentarzy

Mwevi 22/06/2019 12:33 Jeden z cudowniejszych wpisów. Bardzo przyjemnie się czyta, jak pracujesz nad sobą i ile sukcesów odnosisz. Gratulacje! Jestes życiowym wygrywem ;) (Odpowiedz)
Bbbb 18/06/2019 13:21 Brakuje zamknięcia nawiasu w drugim punkcie od końca :) Pozdrawiam! (Odpowiedz)
Wiktoria 15/06/2019 01:13 Heh zrezygnowałyśmy z tych samych studiów i jest mi teraz zdecydowanie lepiej, wiedząc, że obie z tego samego powodu i z takim samym skutkiem w postaci terapii.
Azbestowe pozdrowionka i powodzonka w życiu
(Odpowiedz)
wiikon 14/06/2019 22:58 jezu tak!
ciesze sie, ze udalo ci sie napisac cos dluzszego na bloga i oczywiscie tak idealnie ujeta mysl w slowa, ze po przeczytaniu zostaje refleksja. moglabym twoje wypowiedzi czytac godzinami i nigdy by mi sie nie znudzilo
(co zabawne, zawsze mialam wrazenie, ze jestes bardzo swiadoma swojego myslenia)
a zdjecia jak zawsze piekne, zuza nie potrafi zrobic brzydkiego (tym bardziej, ze ty brzydko wygladac nie potrafisz) 💛
(Odpowiedz)
Amidala Pedofilka 14/06/2019 15:27 Super znów coś tutaj przeczytać! Muszę przyznać, że brakowało mi Twoich notek. Tylko jakoś tak... za mało. Czuje niedosyt i mam wrażenie, że nie napisałaś wszystkiego, ale jednocześnie myślę: „wow, niesamowita umiejętność pisania o życiu!” a życie takie jest, zawsze niedopowiedziane.
Czapki z głów, Ola. Masz niesamowity dar do pisania i zawsze trafiania w punkt.
PS
Trzymam kciuki, żeby kolejne 12 miesięcy było dopowiedzeniem Twojego życia w samych dobrych słowach ♥️
(Odpowiedz)
moonia1 14/06/2019 14:33 Piękna Moja <3
Zdjęcia Klasssa!!!!
(Odpowiedz)

Odpowiadasz na komentarz — Bbbb'a (Anuluj)

Brakuje zamknięcia nawiasu w drugim punkcie od końca :) Pozdrawiam!