Someone
Mam ostatnio problem z zachowaniem stabilnego nastroju, brakiem motywacji i kwestionowaniem swoich decyzji (znowu). Najtrudniej jest pogodzić pozytywne nastawienie, które przecież staram się wpajać innym, ze strumieniem negatywnych myśli nad którym nie panuję. Nauczyłam się rozpoznawać różne stadia i staram się je nazywać, by móc mniej więcej określić z jaką częstotliwością występują. Obecny stan analizowania trwa od tygodnia, a wcześniej męczył mnie przynajmniej mięsiąc temu. Najbardziej krzywdzące jest ile czasu w ciągu dnia spędzam na rozstrzyganiu swoich relacji z innymi ludźmi, tzn. zbieram sygnały (które pewnie dla osoby z inną osobowością byłyby neutralne) i szufladkuję, co było "raczej" pozytywne a z czego mogę wywnioskować, że jest jakiś problem. Oczywiście potencjalnych problemów zawsze jestem w stanie dojrzeć więcej, bo taką mam jazdę i muszę mocno skupić się na doprowadzeniu swojego toku myślenia na właściwy tor, bo bez tego nie będę produktywna. Mimo wszystko zaczyna się lato i nie chcę go doświadczać w trybie zombie...
Z relacjami z innymi ludźmi jest tak, że dopóki jestem w czyimś towarzystwie, widzę jego mimikę, wzrok, mogę rozmawiać swobodnie, jestem spokojna. Ale po spotkaniu, utrzymując kontakt przez SMSy czy media społecznościowe, widzę WSZYSTKO. I analizuję. Interpunkcję. Zaangażowanie. Czy się nie narzucam? Jestem męcząca? Za często piszę? Nie powinnam codziennie pytać "jak się czujesz?", bo to wygląda dziwnie? Właśnie, ile ja czasu spędzam na rozkminianiu, czy widać po mnie, że moją specjalnością nie są stosunki międzyludzkie i że utrzymywanie kontaktu przychodzi mi z taką trudnością. Nie zrozumcie mnie źle, to nie jest kwestia przejmowania się cudzą opinią. Jestem więcej niż szczęśliwa, że nie jestem typem "znajomej wszystkich", ale jak już znajdę ludzi, z którymi od razu czuję się bezpiecznie, to naprawdę nie chcę tego zjebać więc zaczynam jazdę z analizowaniem, czy nie robię za mało, za dużo, czy tak to wygląda u ludzi, którym przychodzi to naturalnie, czy oni w ogóle zastanawiają się nad tym?
W ciągu dnia potrafię przez pierwsze trzy godziny tryskać szczęściem, planować kolejne zajęcia i widzieć same pozytywy, ale potem nagle - pstryk - i nie ma śladu po tej sile, zostaje wypompowany balon, cała moja energia skierowana jest do wewnątrz i wykorzystywana do snucia wykańczających dochodzeń. Nie ma od tego odwrotu i choć potrafię się uspokoić i oprzytomnieć, to nie udaje mi się znów upuścić energii z siebie, chodzę struta do końca dnia. Przyjmę każdą poradę lub pomysł od osoby z podobnym problemem?
Zdjęcia wykonała Olga Firszt.
kombinezon // shein
bralet // na-kd.com
buty // stradivarius
zegarek // daniel wellington