Wrocław - Local Stories
- 24/07/2017 16:13
- Kategoria: Podróże
- Tagi: wrocław, wroclaw, local stories, accor hotels, mercure, zatoka gondoli, malowane podwórko, mostek pokutnic, mostek czarownic, galeria neonów, piec na szewskiej, vega, wytwórnia, baszta
- 4 komentarze
Podobno najciemniej jest pod latarnią, dlatego nie zdziwiło mnie, że pokazywane przeze mnie na Instagramie zakamarki Wrocławia nieznane były nawet tym z Was, którzy mieszkają tam od urodzenia, a nierzadko w odległości kilkuminutowego spaceru! To właśnie miała na celu kampania Local Stories: pokazanie pięknego miasta od jego nieznanej strony, poznanie tajemnic i ciekawostek znanych nielicznym. Wrocław poza zoo, japońskim ogrodem i Wyspie Słodowej oferuje znacznie więcej i to te nieoklepane atrakcje były moim celem w sobotę, jednak postaram się potraktować ten wpis również jako weekendowy poradnik o Wrocławiu i uwzględnię wszystko, co można w takim wypadzie zmieścić.
Piątek, 14 lipca
W piątek, po podróży z Krakowa, czekało na nas miłe przyjęcie w hotelu Mercure Wrocław Centrum - mam na myśli piękny pokój i elegancki poczęstunek, a także tajemnicze koperty i mapa z zaznaczonymi obiektami związanymi z projektem Local Stories, o którym opowiem w tym wpisie.
Razem z Karoliną - najlepszą towarzyszką i asystentką w podróży - udałyśmy się w najgoręcej polecane nam miejsce by zjeść.
Piec na Szewskiej
Pierwsze wrażenie - kolejka do wolnego stolika, więc prawdopodobnie najpopularniejsza pizza w mieście. Po około 20 minutach oczekiwania można zająć miejsce i złożyć zamówienie. Jedna pizza spokojnie wystarcza dla jednej osoby (koszt ok. 20-25 zł).My spróbowałyśmy wersji Italiana (pomidory, mozzarella, szpinak, mascarpone) i Bufalina (pomidory, mozzarella di bufala campana DOP, świeża bazylia); kolejno 21 i 25 zł. Przyrządzone na cienkim cieście, z solidną porcją dodatków, obie zniknęły w mgnieniu oka - nie sposób odłożyć kawałka "na potem".
Podczas spaceru przez Rynek zauważyłyśmy, że jak na piątkowy, ciepły wieczór, wcale nie widać aż tylu ludzi w centrum, a jeśli już, to na pewno nie w imprezowych nastrojach. Zdecydowanie preferowaną formą spędzenia tego czasu były rozmowy na ogródkach restauracji.
Najedzone niedługo później wróciłyśmy do pokoju hotelowego i szybko zasnęłyśmy, ciekawe atrakcji kolejnego dnia.
Sobota, 15 lipca
Śniadanie w hotelu w formie bufetu, a więc do wyboru w zależności od preferencji - ja ostatnio raczej nie przepadam za mięsem, mam za to ochotę na owoce, jogurty i różnego rodzaju smarowidła do pieczywa. Mercure daje w tym zakresie dowolność, przygotowując liczne serki, pasty, sałatki, świeże owoce i chrupkie dodatki do jogurtu czy mleka.
O godzinie 12:00 miałyśmy pojawić się w miejscu pierwszej atrakcji, to jest w Zatoce Gondoli. Tu można wypożyczyć motorówkę i kajaki, cena motorówki na godzinę to 80 zł. Jeśli macie aspiracje do samodzielnego wypłynięcia na Odrę, to jest to miejsce dla Was - trzeba jednak pamiętać, że na rzece nie jesteście sami, panują określone zasady ruchu i miejsca, do których wpłynąć nie wolno ze względu na bezpieczeństwo. Operowanie silnikiem nie jest skomplikowane, jednak lepiej, jeśli macie jakiekolwiek doświadczenie w jego obsłudze - na miejscu oczywiście przeprowadzone jest krótkie szkolenie, a wypływacie w kamizelkach. W okolicy zawsze jest WOPR w razie nieprzewidzianych komplikacji.
Moim zdaniem, spośród czterech atrakcji, ta zajęła ostatnie miejsce.
O 13:30 przybyłyśmy na miejsce drugiej atrakcji - malowanego osiedla przy Roosevelta 13.
Udało się nam spotkać jednego z artystów pracujących przy ożywieniu budynków. Proces trwa od czterech lat i jeszcze nie jest skończony, jednak już teraz wygląda to kosmicznie i imponująco - INSTAPOTENCJAŁ ALERTTT!
Z perspektywy pozostałych atrakcji, ta zajmuje miejsce drugie.
Przed kolejnym miejscem nabrałyśmy apetytu, również tu niezawodne okazały się Wasze rekomendacje!
VEGA
Wegański bar samoobsługowy w klimacie stołówki, proponujący mniej lub bardziej zaawansowane obiady i desery na bazie roślin. W takich miejscach warto zaryzykować i spróbować kilku potraw na talerzu, nie zapominając o miejscu na deser...
Trzecia atrakcja odwiedzona przez nas chwilę po 15:00 to Mostek Pokutnic.
Ten punkt widokowy, zwany też mostem czarownic, do którego prowadzi blisko 300 stopni, okraszony jest smaczkiem w postaci legendy wyjaśniającej tajemniczą nazwę. Opowiada historię próżnej i leniwej Tekli, której niespieszno było do zamążpójścia, a zdecydowanie bliżej jej serca plasowała się zabawa. Ojciec, załamując ręce nad niesforną córką, przeklął ją raz i raz za dużo: w nocy została porwana i pozostawiona na tym właśnie mostku między wieżami, gdzie miała się zestarzeć zamiatając go aż po swój ostatni dzień. I tu według mnie legenda powinna się kończyć jako przestroga dla leniwych panien, ale Wrocław nie mógł oprzeć się szczęśliwemu zakończeniu. Zgodnie z podaniami, pewnego dnia Tekla przywołała na pomoc czarownicę Martynkę. Ta przejęła się losem starej już i brzydkiej panny; podczas swojego lotu dostrzegła mężczyznę przemierzającego rynek w dość nietypowej pozie, bo na czworaka. Przyjrzała się mu z bliska i rozpoznała czarodzieja Michała, który zgubił okulary i różdżkę. W zamian za pomoc w odnalezieniu tych przedmiotów, Martynka mogła zażyczyć sobie spełnienia jednego jej życzenia. Nie sprawiło jej to kłopotu, różdżkę szybko spostrzegła i poprosiła o uwolnienie Tekli od jej przeklętego losu. Michał, zgodnie z obietnicą, zadziałał po swojemu, a nam pozostał mostek umożliwiajacy atrakcyjne spojrzenie na miasto z wysokości samych wieży katedry św. Marii Magdaleny.
Wejście na Mostek kosztuje 5 zł, według mnie trzecie miejsce pod względem atrakcji.
Najlepsze zostało na koniec, to jest Galeria Neonów.
Estetycznie najciekawsze miejsce, jakie widziałam podczas całego pobytu. Podwórzec rozświetla ponad 20 neonów, dlatego najlepiej udać się tam już po zmroku. Tu również Wrocław budzi się do imprezowego życia, więc nacieszyć można nie tylko oczy. Ja wróciłam tam jeszcze w niedzielę w ciągu dnia, gdy nie było tam ludzi.
W sobotę wieczorem jadłyśmy też w Wytwórni - głównie na słodko.
Niedziela, 16 lipca
Po śniadaniu i wymeldowaniu z pokoju ruszyłyśmy z powrotem do Galerii Neonów i na obiad do Baszty, gdzie zjadłyśmy najlepszy posiłek podczas całego wyjazdu - wegańska, tajska kuchnia w nieco skrytej lokalizacji. Za wa posiłki z napojami zapłaciłyśmy 70 zł. Było warto!!!
Wszystkie atrakcje oddalone są od siebie na tyle blisko, by poruszać się wyłącznie pieszo. Taksówka z dworca do hotelu jak i na jakiejkolwiek innej trasie pokonywanej przez nas zawsze kosztuje 15 zł. Wszechobecne krasnale to atrakcja raczej dla wycieczek szkolnych, chyba że kogoś faktycznie rajcuje odkrywanie miniposążków w całym mieście - wtedy polecam patrzeć pod nogi.
Historie tych miejsc, jak i podobnych w innych miastach, możecie przeczytać na stronie: http://www.mercure.com/local-stories/index.pl.shtml We wrześniu będę miała dla Was możliwość spędzenia podobnego weekendu wraz z zakwaterowaniem dzięki hotelom Mercure!